"Prawo dziecka do wychowania przez oboje rodziców" edycja 2018. Konkursowa praca Agnieszki Kubicy
Jestem sędzią rodzinnym z niemal 20-letnim stażem. Na przestrzeni tych lat obserwuję, jak zmieniają się kategorie spraw, z którymi jako sędzia mam najczęściej do czynienia i które wydają się być najtrudniejsze do rozstrzygnięcia. Nie chodzi tu o trudności natury prawnej, faktycznej czy dowodowej, a o wagę decyzji, o tę świadomość, że od mojego rozstrzygnięcia być może zależy, jak będzie wyglądało kolejnych kilka czy kilkanaście lat dzieciństwa dziecka, którego sprawa dotyczy, a być może także i jego dorosłe życie. Wszak dzieciństwo rzutuje na to, jacy jesteśmy potem jako ludzie dorośli, jakimi będziemy partnerami w związkach, rodzicami, przyjaciółmi... To przede wszystkim od naszych rodziców czerpiemy wzorce funkcjonowania w rodzinie, społeczeństwie, w relacjach z innymi ludźmi.
Tymi kategoriami spraw, które w ostatnim okresie szczególnie się wyróżniają jako te najtrudniejsze w opisanym wyżej znaczeniu, są sprawy o uregulowanie kontaktów rodzica z dzieckiem (a w konsekwencji także sprawy o wykonywanie kontaktów) i o rozstrzygnięcie o sposobie wykonywania władzy rodzicielskiej rodziców pozostających w rozłączeniu. W ostatnim okresie szczególnie obserwuję przypadki, kiedy przed sądem okręgowym sprawa o rozwód kończy się na jednym - dwóch terminach, bo małżonkowie przedstawiają porozumienie rodzicielskie, a po kilku miesiącach do sądu rejonowego trafia jednocześnie kilka spraw:
wnioski obojga rodziców o ingerencję we władzę rodzicielską, o zmianę miejsca pobytu dziecka, o uregulowanie kontaktów, ale i wnioski w innych kwestiach, jak zgoda na wystąpienie o wydanie paszportu, na wybór dla dziecka konkretnej szkoły, na poddanie dziecka terapii itp. Takie sytuacje każą wyciągnąć wniosek, że kiedy rodzicom zależy na szybkim rozwodzie (bo np. są już w nowych związkach), to obiecają sobie i sądowi wszystko, zawrą najlepsze porozumienie rodzicielskie, byle swój cel osiągnąć, a potem "wojna" przenosi się na poziom sądu opiekuńczego (sądu rejonowego) i wybucha ze zwielokrotnioną siłą. I wtedy pojawia się ta trudność, o jakiej wspominałam wcześniej - jak mądrze zadecydować o obecności obojga rodziców w życiu dziecka, którego taka sprawa dotyczy, jak wypracować takie rozstrzygnięcie, które nie przyniesie szkody dziecku, także w perspektywie wielu lat, a nawet i jego dorosłego życia, jak przełamać niechęć rodziców do kompromisu. Nad tymi aspektami mojej pracy w ostatnim czasie zastanawiam się szczególnie często. I są to refleksje związane właśnie z zagadnieniem prawa dziecka do rodziców, w tym do wychowania przez oboje rodziców.
Można by tu dużo pisać o przepisach, o Konwencji o prawach dziecka, o Rezolucji nr 2079 Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, o pieczy naprzemiennej, o psychologii, o tym jak ważny jest dla prawidłowego rozwoju dziecka kontakt z obojgiem rodziców i wychowanie przez oboje rodziców.... Ja w tym miejscu chcę jednak - zamiast do przepisów - odwołać się do moich osobistych doświadczeń i przywołać sprawy, w których orzekałam, a które szczególnie utkwiły mi w pamięci i które przyszły mi na myśl, gdy myślałam o napisaniu tej pracy.
Mój tata zmarł, gdy miałam 10 lat. Z tego powodu bardzo słabo pamiętam ojca, są to jedynie jakieś przebłyski, intuicje, mgliste wspomnienia. Pamiętam, że tata nosił mnie na barana, a ja łapałam go wówczas za brodę (ciekawe, że wyprzedził dzisiejszą modę na brodaczy). Pamiętam, jak czekałam na jego powrót do domu (tata pływał i niekiedy nie było go w domu przez kilka miesięcy) i jak w pierwszych minutach trochę się wstydziłam... Pamiętam naszą rodzinną wyprawę na Baranią Górę ze Szczyrku do Wisły... Pamiętam, jak podróżując samochodem śpiewaliśmy razem na cały głos... Potem, gdy zmarł, wielokrotnie zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie, gdyby tata nadal żył - co byśmy razem robili, gdzie byśmy wspólnie jeździli, czy miałabym inne zainteresowania. Ale zastanawiałam się także, i do dziś ta myśl jest ze mną, czy gdyby tata żył, byłabym innym człowiekiem, może inaczej ułożyłoby się moje życie? Przecież to rodzice w dużej mierze kształtują nasze charaktery, wartości, postawy....
Dlaczego o tym piszę? Bo ani ja, ani moja mama, nie miałyśmy wpływu na to, że większość dzieciństwa z siostrą spędziłyśmy bez ojca. W przypadku postępowań sądowych w kategoriach spraw, o jakich pisałam wyżej, rodzice często mają wybór, tyle że niekiedy podejmują dramatycznie złe decyzje.
Przypomina mi się sprawa rodziców dwójki dzieci: kilkuletniego chłopca i nastoletniej dziewczynki. Matka podejrzewała męża o zdradę. Będąc w takiej kryzysowej sytuacji pokazała córce koszulę męża ubrudzoną szminką mówiąc, że ojciec je zdradził. Dziewczynka do tej pory była ukochaną "córeczką tatusia". W konsekwencji córka przestała się na długi czas odzywać do ojca i bardzo trudno było im ponownie nawiązać dobre relacje. Jeden gest matki, a konsekwencje na lata.
Inna sprawa, którą szczególnie pamiętam, a która pasuje do tematu, dotyczyła typowej alienacji rodzicielskiej. Po rozwodzie rodziców córka została pod bezpośrednią pieczą matki, która z czasem uniemożliwiła ojcu kontakty z małoletnią, co prawdopodobnie miało związek z tym, że mężczyzna zawarł kolejny związek małżeński. Ojciec wystąpił o ustalenie miejsca pobytu dziecka przy nim, opinia biegłych wskazywała, że matka indukuje córkę negatywnymi treściami na temat ojca, co w konsekwencji może doprowadzić do nieprawidłowości w dalszym rozwoju dziecka. Biegli zalecali uwzględnienie wniosku ojca. Po wydaniu tej opinii pojawiły się wypowiedzi małoletniej, że jeżeli będzie musiała przeprowadzić się do ojca, to coś sobie zrobi. Ostatecznie ojciec zrezygnował z ubiegania się o zmianę miejsca pobytu małoletniej. Po kilku latach dziewczyna zaczęła stwarzać poważne problemy wychowawcze, było ryzyko umieszczenia jej w placówce opiekuńczo - wychowawczej, a nawet wszczęcia postępowania o demoralizację (co notabene przewidywali biegli wcześniej w opinii), wtedy matka sama zwróciła się do ojca o pomoc, choć kilka lat wcześniej całkowicie odcięła go od córki. W tym przypadku relacje również udało się odbudować, ale jaki był koszt i ile małoletnia i jej ojciec stracili przez te lata braku kontaktu?
Podobne pytania często stawiam sobie w swojej pracy.
Rodzice, którzy tak intensywnie procesują się o dzieci, nierzadko dają sobie prawo do oceny, że tylko oni wiedzą, co dla dziecka dobre, a drugi rodzic takiej wiedzy nie ma, że tylko oni naprawdę dziecko kochają, a drugi rodzic tylko tak mówi, żeby zrobić im na złość. Rodzice często "grają" dzieckiem w nieustającym meczu z byłym partnerem, który akurat jest ojcem / matką ich wspólnego dziecka. Nierzadko nie chodzi tu o dobro dziecka, a o "zwycięstwo", postawienie na swoim, wyeliminowanie lub zmarginalizowanie drugiego rodzica w życiu dziecka. Przypuszczam, że odniesienie tego "zwycięstwa" może dawać satysfakcję, ale jakie skutki to ma dla dziecka? O tym najczęściej się nie myśli.
Dlaczego napisałam o swoim ojcu? Aby zwrócić uwagę, że rodzice, którzy swoimi działaniami sami pozbawiają swoje dzieci obecności drugiego rodzica, kontaktów z nim, budowania więzi, mają jeszcze szansę na zmianę swojej postawy. W przeciwnym razie może się zdarzyć tak, jak w przedstawionych wyżej przykładach, że będą żyć z poczuciem krzywdy wyrządzonej własnym dzieciom. Bo jestem przekonana, że obie mamy, o których wyżej pisałam, doszły do takich właśnie refleksji. Naszym zadaniem, jako sędziów rodzinnych, jest podejmowanie działań - poprzez wydawanie odpowiednich orzeczeń - zmierzających do uzyskania takiej zmiany postawy rodzicielskiej, by zapewnić dziecku prawo do wychowania przez oboje rodziców.
Sędziowie rodzinni są ogromnie obciążeni pracą i to nie tylko jeśli idzie o ilość spraw, ale przede wszystkim o ich wydźwięk emocjonalny i ciężar odpowiedzialności. Odpowiedzialności za los dziecka, które kryje się w aktach sprawy, a z którym mamy osobisty kontakt tylko niekiedy i tylko przez krótką rozmowę podczas wysłuchania. Obyśmy nie zapominali o tej odpowiedzialności i nie ulegli pokusie rutyny i stereotypów. Bo przecież każde dziecko jest i mamy, i taty, ma nos po tacie, a piegi po mamie, jak to pięknie symbolicznie zobrazowano w kampanii społecznej Rzecznika Praw Dziecka w 2013r. Musimy stać na straży prawa dzieci do wychowania przez oboje rodziców, dopóki jest to możliwe i zgodne z dobrem dziecka.
Agnieszka Kubica sędzia Sądu Rejonowego Gdańsk - Południe w Gdańsku
dodano: 2018-10-13