START AKTUALNOŚCI O NAS KONTAKT  DOŁĄCZ DO NAS


"Praca sędziego rodzinnego..." edycja 2017. Konkursowa praca Wiolety Makowskiej

Moja wizja sądownictwa rodzinnego

Moja wizja sądownictwa rodzinnego ulegała zmianom na przestrzeni mojego życia, co było związane przede wszystkim ze zmianami, jakie zachodziły w nim odnośnie mojej świadomości prawnej. Nie pochodzę z typowej rodziny prawniczej. Nikt w mojej rodzinie nie przypuszczał, że kiedykolwiek będę zajmować się prawem, a rodzice nawet nie marzyli, że ich jedyna córka będzie kiedyś sędzią. Miałam jakoś tam skończyć szkołę i przejąć po mamie prowadzenie sklepu. Kiedyś na lekcji języka polskiego nauczyciel przerabiając jedną z lektur uznał, że przeprowadzimy sąd nad jednym z bohaterów powieści. Ja pełniłam rolę adwokata i według nauczyciela poszło mi bardzo dobrze. Od tego czasu w mojej głowie co jakiś czas pojawiała się myśl: "może zostanę prawnikiem". Jednak miałam umysł ścisły i ukończyłam klasę matematyczno - fizyczną, choć bardzo ciekawiła mnie historia, dlatego też z góry przepraszam za błędy w mojej pracy. Do ukończenia szkoły średniej sąd znałam właściwie jedynie z filmów amerykańskich odtwarzanych na wideo, które w latach dziewięćdziesiątych były w Polsce nowością, gdzie sędzia siedział za stołem sędziowskim praktycznie nic nie mówiąc, a kwieciste mowy wygłaszali adwokaci i prokuratorzy. Oczywiście były to wielkie znane sprawy karne, nie zaś jakieś tam rodzinne, o których nikt nie słyszał. O studniach prawniczych wiedziałam tyle, że trzeba zdać egzamin wstępny z historii z elementami wiedzy o świecie. O tym, że studia to dopiero wstęp do nauki prawa, że po ukończeniu studiów trzeba jeszcze ukończyć kilkuletnią aplikację i zdać egzamin zawodowy na co najmniej ocenę dobrą, potem jeszcze kilka lat pracować jako asesor i przejść pozytywnie kwalifikacje konkursowe na sędziego, nie miałam pojęcia. Po wielu spotkaniach z młodzieżą wydaje mi się, że i obecnie większość młodych ludzi ma podobne wyobrażenie o prawie i sądach, może niektórzy czerpią wiedzę z większej ilości programów telewizyjnych - oglądają serial TVN z sędzią Anna Marią Wesołowską i sędzią Arturem Lipińskim i uważają, iż każdą sprawę można zakończyć w 45 minut, a świadkowie stoją zawsze pod drzwiami i wszystkie fakty z chęcią ujawniają na jednym terminie rozprawy. Tyle obecnie mówi się o niezawisłości sędziów i niezależności sądów, ale co rzeczywiście to znaczy ja nauczyłam się dopiero na studniach, a wiedzę w tym zakresie poszerzyłam na aplikacjach (poza sędziowską, wcześniej ukończyłam również referendarską). Jak społeczeństwo ma zrozumieć aktualne przemiany, skoro wiedzę na temat fundamentów sądownictwa czerpie głównie z TV? Przecież w szkołach nie ma przedmiotów prawniczych, a jeżeli na WOS-ie jedną lekcję poświęci się na prawo w Polsce, to wiedzę o tym dzieciom przekazują nie prawnicy, a nauczyciele, z których raczej żaden praktykującym prawnikiem nie jest. Ludzie zdają w Polsce egzamin dojrzałości, a nie mają podstawowej wiedzy na temat tego, jak rzeczywistość prawna, która ich otacza jest skonstruowana! Jeden z profesorów prawa zaś często powtarzał, że wszystko co nas otacza to przedmioty i podmioty prawa. Pierwsze więc co marzy mi się w zakresie sądownictwa, to że na Sali rozpraw w przyszłości będziemy mieli do czynienia ze świadomymi prawnie młodymi ludźmi, którzy nie będą dziwić się, że bójka, przerobienie legitymacji szkolnej, czy też obcowanie płciowe z koleżanką poniżej 15 lat jest czynem zabronionym, za które grożą surowe sankcje, że niepełnoletnia matka dziecka lub co najmniej jej rodzice będą wiedzieć jakie prawa jej przysługują, że rodzice przychodząc do Sądu nie będą w nim widzieć wroga, który chce im odebrać dzieci, a szukać w nim pomocy, aby naprawić relacje rodzinne (a sąd będzie miał szeroki wachlarz możliwości, aby to uczynić), że dzieci nie będą obawiać się przesłuchań w sądach, gdyż odpowiednią wiedzę w tym zakresie uzyskają już w szkołach, że dzieci nie będą się uczyć pisać archaicznych listów, a pisma procesowe, w tym pozwy, wnioski.

Wracając do mojej edukacji prawnej. Gdy na skutek szeregu zdarzeń losowych, po długich przygotowaniach, wielu godzinach poświęconych na naukę dostałam się na studia prawnicze zaczęłam w końcu poznawać różne dziedziny prawa, poczynając od historii państwa i prawa w Polsce i na świecie, po poszczególne dziedziny prawa. Prawo rodzinne było w tym wszystkim jednym z najprostszych i najmniej pochłaniających czas przedmiotem. Gdy inne przedmioty były wykładane przez cały rok, opisywane w obszernych podręcznikach, do prawa rodzinnego przewidziana była jedynie mała książeczka wielkości zeszytu, w której ponadto nie było opisanych wielu zasad prawa, bowiem połowa książki mówiła o jakimś tam "dobru dziecka" - co przecież wydawało się oczywiste i nie trzeba było zbyt dużo o tym mówić. Wykładowcy również nie przykładali do tego działu zbyt dużej roli, egzamin z prawa rodzinnego był połączony z innymi blokami prawa cywilnego, z których pytań na egzaminie było dużo więcej niż z prawa rodzinnego. Już po ukończeniu studiów na aplikacji sędziowskiej, co prawda, trochę więcej mówiło się o prawie rodzinnym, ale w praktyce w wydziale rodzinnym było mało zajęć, właściwie pracując w wydziale jedynie zauważyłam, że jest tam dużo różnych urządzeń ewidencyjnych, znacznie więcej niż w innych wydziałach, no i są sprawy o alimenty, które mogą pojawić się na egzaminie sędziowskim. Przygotowania do egzaminu sędziowskiego, jak i sam egzamin dotyczył wielu dziedzin prawa, gdzie najobszerniejsze były procedura cywilna, procedura karna, prawo karne, prawo handlowe, a wśród obszernej dziedziny prawa cywilnego (część ogólna, prawo własności i inne prawa rzeczowe, prawo zobowiązań, prawo spadkowe itd.), znajdowała się ta niewielka dziedzina jaką jest prawo rodzinne. Po zdanym egzaminie w ogóle nie myślałam o orzekaniu w wydziale rodzinnym, pracowałam jako referendarz sądowy w wydziale gospodarczym, a więc interesowałam się prawem cywilnym i handlowym, pasją moją było też prawo karne, bowiem z procedury karnej pisałam pracę magisterską. Po objęciu funkcji asesora sądowego orzekałam w Wydziale Grodzkim w sprawach karnych, po powołaniu na stanowo sędziego również w Wydziale Grodzkim w sprawach karnych, później w Wydziale Karnym. Praca ta odpowiadała mi, czułam się w tym dobrze, z biegiem lat moja wiedza była coraz szersza, ale ... czegoś mi brakowało. I tym razem przez przypadek, z uwagi na chorobę sędziów rodzinnych, zostałam przez Prezesa skierowana do chwilowego orzekania w zapomnianym Wydziale Rodzinnym, który kojarzył mi się z nudnymi sprawami o alimenty i dużą ilością różnych repetytoriów, a później do którego już na własną prośbę zostałam przeniesiona na stałe. Jakież było moje zdziwienie, gdy to właśnie w tym wydziale odkryłam na czym rzeczywiście polega praca sędziego i poczułam spełnienie. Tyko tu, poza stosowaniem norm prawnych, ma się rzeczywisty kontakt z człowiekiem, któremu można pomóc w wielu sferach jego życia, m.in. rodzicom w prawidłowym sprawowaniu opieki nad dziećmi, dzieciom, aby nie były krzywdzone, młodzieży, aby wyrosły na przykładnych obywateli, w tych sferach życia, które dotyczą najmniejszej istotki, którą czasami nikt inny poza sędzia prowadzącym jego sprawę nie interesuje się i której tylko ta jedna obca osoba może pomóc i zmienić całe jej życie. Taka praca daje ogromną satysfakcję, ale i wielką odpowiedzialność za życie innych ludzi, tu można znaleźć sens ogromnego wysiłku, jaki sędzia włożył w swoje wykształcenie, aby moc dzielić się swoją wiedzą z innymi ludźmi i popełniać jak najmniej błędów. Nie ma przecież ludzi nieomylnych, można starać się być nieskazitelnego charakteru, jak mówi ustawa, ale nie jest możliwe, aby wszyscy sędziowie byli świętymi, a przede wszystkim byli w stanie przewidzieć wszystkie zachowania ludzkie, zaś każda decyzja oparta jest przecież jedynie na ujawnionych faktach, a nie wszystkich, które zaistniały, może być obarczona błędem, np. o pozostawieniu dziecka w rodzinie, a takich jest zdecydowana większość, gdzie rodzice trafili do Sądu za spowodowanie zagrożenia dobra dziecka może skutkować dalszym cierpieniem dzieci, odebranie zaś dzieci z rodzin za ujawnione błędy rodziców, które wydaje się, że mogą naprawić, byłoby traumą dla dzieci, również umieszczenia nieletnich poza środowiskiem rodzinnym czy też zwolnienie ich z tych miejsc może powodować wiele negatywnych skutków dla nich, ale również ich otoczenia. Praca sędziego rodzinnego to też kontakt z rodzinami na sali rozpraw, często mocno skłóconymi, które jednak chłoną każde słowo wypowiedziane przez sędziego, który może przy odpowiednim prowadzeniu sprawy wyciszyć konflikt między stronami, często oddać dzieciom obydwoje rodziców, nie zaś jak początku sprawy dwóch szarpiących się wilków lub nieradzących sobie w wychowaniu swojego potomstwa młokosów. To wszystko jest możliwe, ale tylko gdy sędzia będzie szanowany, jego zdanie będzie respektowane, nie zaś ciągle podważane, a sędzia będzie dysponował dużym zasobem wiedzy nie tylko prawniczej ale także psychologicznej lub odpowiednim wsparciem biegłych psychologów, pedagogów, psychiatrów, socjologów itp. oraz pozostałych organów zajmujących się pracą z dziećmi, czy też całymi rodzinami. Tymczasem mimo, iż dużo mówi się o konieczności odpowiedniego wykształcenia sędziów rodzinnych, tylko krytykuje się ich decyzje, praktycznie nie robi się nic, aby te zasady wprowadzić w życie. Od 2011 r. orzekam w Wydziale Rodzinnym, intensywnie interesuje się wszystkim co dotyczy pogłębienia mojej wiedzy potrzebnej do orzekania w tym Wydziale, uczestniczę prawie we wszystkich możliwych szkoleniach, które dla sędziów rodzinnych są przewidziane, a jednak tych dotyczących psychologii, pedagogiki, socjologii, psychiatrii w katalogu szkoleń Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury nie zauważyłam. Jedynie sędzia wizytator dostrzega potrzeby sędziów w tym zakresie, ale organizowane przez niego godzinne spotkania ze specjalistami z tych dziedzin nauki według mnie nie są wystarczające. Staram się we własnym zakresie pogłębiać wiedzę o rodzinie, czytając różne publikacje z tym związane, korzystam z wiedzy bardziej doświadczonych kolegów, ale gdzie pomoc KSSiP dla stworzenia wyspecjalizowanej grupy sędziów rodzinnych, o czym przecież wszędzie się mówi. Wszystkie aspekty życia są obecnie zinformatyzowane, dlaczego zaś nie ma centralnego rejestru instytucji, do których może zgłosić się rodzina przeżywająca różnego rodzaju kryzysy. Ja stopniowo uczestnicząc w szkoleniach, spotkaniach z przedstawicielami różnych instytucji, drogą pantoflową od kolegów zdobywałam wiedzę w tym zakresie, którą teraz mogę przekazać rodzinom trafiającym do Sądu. Według mnie rozpoczynając orzekanie w wydziale rodzinnym sędzia, czy też każda inna osoba mająca problemy rodzinne powinna bez problemu uzyskać taką informację, a nie samodzielnie szukać dzwoniąc do różnych instytucji przypadkowo znalezionych w Internecie np. gdzie aktualnie organizowane są szkolenia dla rodzin zastępczych, czy też organizowana jest szkoła dla rodziców, gdzie są wolne miejsca w ośrodkach socjoterapeutycznych itp., nie mówiąc już o wolnych miejscach w szpitalach psychiatrycznych. Od wielu lat brak centralnej instytucji, która wskazywałaby miejsca, gdzie można umieścić osobę z zaburzeniami psychiatrycznymi, a szczególnie małoletnią, czy też uzależnioną od alkoholu lub innych środków. Wszyscy o tym wiedzą, ale zmian w tym zakresie brak, a więc to sędzia, często w kontakcie z bezradnymi rodzicami szukającymi pomocy, której nigdzie nie są w stanie uzyskać dla swojego dziecka, wydzwania po całej Polsce szukając miejsca dla natychmiast potrzebującego pomocy dziecka i tylko siłą swojego autorytetu jest w stanie przekonać pracowników szpitala o konieczności udzielenia natychmiastowej pomocy, ale gdy tego autorytetu zabraknie? Innymi środkami sędzia nie dysponuje, aby jego orzeczenie zostało natychmiast wykonane, skoro miejsc w szpitalach brak. Wydział Rodzinny jest też specyficzny w tym zakresie, że współpracuje z różnymi instytucjami przy wykonywaniu swoich orzeczeń, ale wpływu na te instytucje sędziowie nie mają, mimo że to na ich barkach spoczywa ciężar decyzyjny. I tak sędzia otrzymuje materiał wskazujący na konieczność natychmiastowego umieszczenia nieletniego w młodzieżowym ośrodku wychowawczym, brak podstaw do umieszczenia w schronisku, niezwłocznie wydaje postanowienie o zabezpieczeniu poprzez umieszczenie w ośrodku, ale nie jest w stanie wpłynąć na starostwo odnośnie tego, kiedy zwróci się do ORE i kiedy zostanie wskazana odpowiednia placówka, i mimo tego, iż zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji nie jest w stanie właściwie nic zrobić, i znów zostaje jedynie siła autorytetu i przekonywania, bo narzędzi prawnych brak. Podobnie w sytuacji konieczności zabezpieczenia dzieci w pieczy zastępczej, dobro dzieci zagrożone, a może nawet naruszone ich bezpieczeństwo, sędzia czyta nadesłany materiał np. z ośrodka pomocy społecznej wskazujący na natychmiastową konieczność zabezpieczenia dzieci - czworga rodzeństwa, zasięga bezzwłocznie opinii kuratora, jest gotowy wydać decyzję o umieszczeniu dzieci w rodzinie zastępczej - jednej dla czworga przeżywających traumę dzieci, bo np. ojciec pobił na ich oczach matkę do nieprzytomności, a brak osób bliskich, które przejęłyby opiekę nad dziećmi, ale... najpierw musi się zwrócić o wskazanie właściwej rodziny do organizatora rodzinnej pieczy zastępczej, na którego decyzje czeka i również nie ma żadnego wpływu, zaś organizator nie ma miejsc w rodzinach zastępczych, zwłaszcza w jednej rodzinie dla czwórki rodzeństwa i proponuje rozdzielenie rodzeństwa lub umieszczenie często małych dzieci w placówce, i jaką decyzję w takiej rzeczywistości może wydać sąd? Zorganizowanie zaś wsparcia psychologicznego, nie jednorazowego a długotrwałej terapii dla przeżywających traumę rozpadu rodziny dzieci nie leży w ogóle w możliwościach sądu rodzinnego. Oczywiście Sąd może zobowiązać do odbycia różnego rodzaju terapii, ale nie ma żadnego wpływu na wskazanie miejsca i czasu, gdzie ta terapia ma się odbywać, a jak uczestnicy postępowania mają się z tego obowiązku wywiązać, gdy dostęp do tych form wsparcia jest albo bardzo odległy w czasie ze spotkaniami z terapeutą raz w miesiącu, albo odpłatny. Moja wizja sądownictwa rodzinnego sprowadza się więc do stworzenia zorganizowanego systemu, gdzie sędzia będzie miał możliwości poszerzania swojej wiedzy w różnych aspektach nie tylko prawnych, opinie biegłych, w tym OZSS będą wydawane niezwłocznie nie dłużej niż w terminie dwóch tygodni od wysłania akt, z możliwością wskazywania przez Sąd spraw pilnych, jak to zwykle bywa w innych Wydziałach, poza oczywiście szczególnie skomplikowanymi sprawami, których jest niewiele, ponadto sędzia będzie miał szeroki dostęp do informacji o instytucjach zajmujących się praca z rodziną i będzie mógł bez przeszkód zwłaszcza w nagłych przypadkach podejmować decyzje bez konieczności oczekiwania na wskazania innych instytucji, a rodzin zastępczych będzie tyle, że każde dziecko/rodzeństwo znajdzie w niej miejsce, będą też miejsca w specjalistycznych zawodowych rodzinach zastępczych, o czym teraz można tylko przeczytać w ustawach, a nawet jeśli tym instytucjom pozostawione zostałoby decydowanie o miejscu umieszczenia małoletniego/nieletniego, to Sąd miałby instrumenty, aby wpływać na te decyzje innych instytucji. Instytucje nie będą działać każda w oderwaniu od drugiej (organizator rodzinnej pieczy zastępczej chce, aby jak najmniej dzieci przebywało w rodzinach zastępczych, zaś ośrodki pomocy społecznej z chęcią pozbyłyby się trudnych "klientów", gdzie ryzyko zagrożenia dobra dzieci jest duże, a więc rodziny wymagają dużego zaangażowania pracowników socjalnych).

Małe skrzywdzone dziecko zawsze będzie chodliwym materiałem medialnym, gdzie magia telewizji przyciąga jego rodziców nie zawsze liczących się z dobrem dziecka, w którym będzie wytykać się błędy popełnione przy podejmowaniu decyzji przez różne instytucje, w szczególności sądy odnośnie takiego małego człowieka, ale na tym z reguły sprawa się skończy, wniosków i szerokiego pozytywnego wachlarza zmian w zakresie prawa w tym zakresie raczej nie będzie. Przeprosin również. Tu wskazać należy na często poruszaną w mediach kwestię umieszczania dzieci w pieczy zastępczej z powodu trudnej sytuacji materialnej rodziców - ubóstwa, które nawet doprowadziły do zmian w tym zakresie w przepisach prawa. Instytut Wymiaru Sprawiedliwości - państwowa jednostka organizacyjna podległa Ministrowi Sprawiedliwości przeprowadził w tym zakresie na zlecenie Ministerstwa badania na podstawie akt spraw zebranych z sądów z całej Polski, w wyniku których nie ujawniono ani jednej sprawy, w której Sąd umieściłby dziecko w pieczy zastępczej wyłącznie z powodu złej sytuacji finansowej rodziców, co zostało opisane w opracowaniu dr Macieja Domańskiego pod tytułem Wybrane zagadnienia orzekania o umieszczeniu dziecka w pieczy zastępczej -IWS Warszawa 2016. Mimo to, doniesienia medialne, nie potwierdzone przecież przez żadne znaczące instytucje, doprowadziły do zmian przepisów prawa, ja zaś chciałabym aby prawo rodzinne uległo zmianie w tych dziedzinach, które naprawdę tego wymagają. Marzy mi się stworzenie prawdziwego kodeksu postępowania rodzinnego, gdzie nie będzie już trzeba zastanawiać się czy jeszcze jesteśmy sądem opiekuńczym, czy tylko sądem rodzinnym, gdzie w końcu zostaną unormowane jasne procedury postępowania wykonawczego w sprawach rodzinnych różnego typu, a sędzia nie będzie miał ograniczeń w zlecaniu wywiadów środowiskowych przez kuratora, gdy dobro uczestników postępowania będzie tego wymagało, zostanie jasno określona procedura przy przeprowadzaniu wszystkich rodzajów spraw przewidzianych w przepisach szczególnych, a należących do właściwości wydziałów rodzinnych, w tym w sprawach dotyczących szpitali psychiatrycznych, domów pomocy społecznej, a w szczególności w sprawach medycznych. Aktualnie przeprowadza się już od kilku lat szkolenia i wymyśla koncepcje według jakich procedur orzekać w sprawach zgody na zabieg medyczny, czy umieszczenie uczestnika postępowania w zakładzie opiekuńczo - leczniczym, czy też jeszcze bardziej skomplikowane na oddziale psychiatrycznym tego zakładu. Przede wszystkim w jednym miejscu zostaną zebrane procedury postępowania odnośnie rodzin zastępczych i sędzia nie będzie musiał przeprowadzać szerokiej wykładni przy interpretacji kodeksu rodzinnego, kodeksu postępowania cywilnego, ustawy ciągle zmieniającej się o pieczy zastępczej, ustawy o opiece społeczne i szeregu orzeczeń Sądu Najwyższego, aby ustalić czy ma kompetencje i w jakim zakresie do wydania orzeczenia. Aktualnie bez ostatnio dość często wydawanych orzeczeń Sądu Najwyższego odnośnie pieczy zastępczej na podstawie wykładni samych przepisów prawa można dojść do różnych wniosków, a prawo powinno być jasne, konkretne i jednoznacznie brzmiące. W tym miejscu chciałabym zwrócić uwagę na postanowienie Sądu Najwyższego z dnia 26 listopada 2016 r. III CZP 68/16, z którego wynika, że nawet, jeśli kandydat na rodzica zastępczego nie spełnia wszystkich wymogów ustawowych nie należy z automatu oddalać wniosku. Powyższe prowadzi do wniosku, że to Sąd ma na siebie wziąć ryzyko za błąd ustawodawcy, który tworząc prawo nie przewidział, że może ono działać sprzecznie z dobrem dziecka. Dlaczego w tym przypadku ustawodawca nie jest tak szybki do naprawy swojego błędu, jak w przypadku poruszanej w mediach kwestii ubóstwa? Jeśli zaś Sąd, mimo wymogu ustawowego, orzeknie inaczej, zgodnie w jego ocenie z dobrem dziecka, a następnie dziecku stanie się krzywda, to będzie odpowiadał dyscyplinarnie za wydanie orzeczenia jawnie naruszającego przepisy prawa?

I znowu na sali rozpraw zostanie jedynie sędzia - sam jeden ze swoim doświadczeniem życiowym, wiedzą prawniczą i intuicją oraz rodzice małego bezbronnego dziecka, których albo bardziej niż ono zajmuje kłótnia między nimi lub którzy w ogóle nie interesują się losem swojego potomstwa czy też są po prostu bezradni - sędzia z reguły bez wsparcia biegłych - gdzie na opinię specjalistów psychologów i pedagogów z OZSS czeka się po 10 miesięcy, a dziecko jest tu i teraz, chce mieć jedynie dom i kochających go rodziców, samo nie pójdzie i nie będzie o siebie walczyć i czeka na decyzję, która może zaważyć o całym jego życiu, a przepisy prawa są niespójne i wymagają szerokiej interpretacji, często wykraczającej poza wykładnię językowa, sędzia zaś właściwie nie dysponuje zbyt szerokim wachlarzem instrumentów, dzięki którym skutecznie i szybko może mu pomóc.

Marzy mi się więc, że do prawa rodzinnego będzie przykładać się większą wagę i to już na etapie edukacji szkolnej dzieci, następnie na studiach, potem na aplikacji, a następnie w pracy Sądu, gdzie Sąd nie będzie kojarzył się jedynie z Wydziałem Cywilnym i Karnym, zaś o Wydziale Rodzinnym będzie przypominało się wszystkim, o ile wybuchnie jakaś afera medialna, że nie tylko będzie się o tym mówić, ale rzeczywiście powstanie prawdziwy Zespół Ekspertów - Praktyków, który stworzy jasne jednolite zasady prawa rodzinnego zebrane w jednym akcie prawnym, które będą tak dobrze skonstruowane, że nie będzie konieczności ich ciągłej zmiany. Sądy rodzinne będą dysponować zaś szerokim wachlarzem możliwości, aby pomóc rodzinie, której Sąd nie będzie kojarzył się z wrogiem, chcącym odebrać jej dzieci, a instytucją, która będzie w stanie zmobilizować cały szereg ludzi, aby naprawić relacje w rodzinie, a małemu bezbronnemu człowiekowi zapewnić godne, bezpieczne oraz pełne troski o niego i miłości życie.

Wioleta Makowska (sędzia Sądu Rejonowego w Tczewie)
dodano: 2017-10-06




KOMUNIKATY
OPINIE
OŚWIADCZENIA
UCHWAŁY
PUBLIKACJE
KONFERENCJE
GALERIA FOTO
KONKURSY
KONGRESY

©Stowarzyszenie Sędziów Rodzinnych w Polsce Polityka prywatności Val de Mar Systemy Komputerowe --> strony internetowe, reklama, hosting, programowanie, edukacja, internet